Deathspell Omega
“The Furnaces of
Palingenesia”
NoEvDia
2019
Francuscy bogowie od dysonansów uderzają po raz
siódmy. Nie da się przecenić wkładu tego zespołu w nowoczesny black metal, którego
odmianę w zasadzie zapoczątkowali tworząc takie arcydzieła jak choćby ”Fas - Ite,
Maledicti, in Ignem Aeternum”. Poprzedni pełniak,
szczerze mówiąc, będąc mimo wszystko bardzo solidnym wydawnictwem, sprawiał
wrażenie jakby zespół dostał lekkiej zadyszki. Na szczęście trzy lata
wystarczyły, by żabojady wróciły na właściwe tory i ponownie nagrały album
przebogaty w tajemnice i mistyczne rejony. Nowe dzieło DsO jest bowiem płytą,
która nie pozostawia złudzeń, co do tego, kto stanowi elitę współczesnego
czarnego metalu. „The Furnaces of Palingenesia” to krążek tradycyjnie, biorąc
pod uwagę wydawnictwa Francuzów, wymagający i aby zgłębić wszystkie jego
warstwy, należałoby go słuchać w kółko przez kilka tygodni. Słuchać,
kontemplować, trawić, powracać, przegryzać i delektować się w nieskończoność. Tego
rodzaju płyty mają przeogromną zaletę – nie są w stanie się zbyt szybko znudzić.
Wręcz przeciwnie – wciągają niczym bagno, wbijają się w beret niczym kleszcz
pod kolano i pomalutku uwalniają w naszym umyśle swoją truciznę. Dla
przeciętnego fana Behemoth ta muzyka będzie stanowiła jedynie zbiór przypadkowo
zagranych po sobie, lub zderzających się czołowo, akordów. Mówiąc jednak szczerze, trzeba chyba być nieco
pojebanym, by wszystko co się w przeciągu tych jedenastu numerów dzieje
ogarnąć. Riff goni riff, tempo zmienia się jak w kalejdoskopie i jedynie
wszechogarniający nastrój tajemniczości jest ogniwem łączącym wszystkie
pojedyncze elementy. Pokręcone tempa, chaotyczne melodie, nieoczekiwane zrywy i
zwolnienia – to wszystko tu nadal jest, choć tym razem podane jakby w ciut
bardziej przystępny sposób niż na dwóch poprzednich longach. Mimo iż poprzeczka
dla Deathspell Omega z każdym wydawnictwem ustawiona jest wyjątkowo wysoko, ci
jakimś cudem ją nadal przeskakują i to z lekkim zapasem. I to nie siląc się na
jakieś stylistyczne rewolucje. Całe szczęście, gdyż większość maniaków raczej
nie oczekuje od Francuzów dźwiękowej rewolty. Jestem pewny, że każdy fan
Deathspell Omega wchłonie ich najnowszą płytę bez zadawania zbytnich pytań.
Malkontenci z kolei nadal będą stękać, że znów to samo, że nic nowego, że zaczynają
kopiować siebie samych. Jeśli tak ma wyglądać zjadanie własnego ogona, to ja
mam nadzieję, że ten zespół ma ich z trzy i jeszcze trochę im ta samokonsumpcja zajmie. Bardzo dobra płyta.
-
jesusatan
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.