sobota, 1 czerwca 2019

Recenzja YSBRYD „Kraft”


YSBRYD
„Kraft”
Purity Through Fire 2019


Jak to się można kurna czasami przejechać, nastawiając się na coś z góry. Ja na ten przykład nastawiłem się, że jednoosobowy, Niemiecki, Black Metalowy projekt Ysbryd będzie grał zapewne kupę lub co najwyżej słabej jakości, leśny Black Metal i przejadę się po tej płycie solidnie. A tu Panowie i Panie chuj bombki strzelił, choinki nie będzie. Nie mogę zrealizować swoich niecnych zamiarów, bowiem debiut płytowy Bawarskiego zespołu to naprawdę dobry kawałek mizantropijnego, melancholijnego Czarnego Metalu z lekkimi ciągotkami w stronę samobójczo-żyletkowych klimatów. Nie jest to może nic wyszukanego, czy rozpierdalającego w cztery dupy, ale „Kraft” to kawałek naprawdę dobrego rzemiosła. Ciężka, wgniatająca w podłożę sekcja operująca głównie w średnich i wolnych tempach rzetelnie robi swoje tworząc rdzeń zawartych tu kompozycji. Główny ciężar, zarówno w budowaniu odpowiedniej atmosfery, jak i rozwijaniu tego materiału wzięło na siebie wiosło, i trzeba uczciwie przyznać, że doskonale wywiązało się z tego zadania. Zimne, surowy, hipnotyzujące, złowieszcze riffy tyrają beret bardzo solidnie tworząc przy tym naprawdę sugestywny, depresyjny, nieco nostalgiczny klimat beznadziejności i przygnębienia. Instrumentalną warstwę uzupełnia jadowity, szorstki wokal, który świetnie komponuje się z całą resztą dodając tym wałkom niezbędnej agresji i pierwotnej, mrocznej siły. Z materiału tego przez cały czas jego trwania sączą się chłodne, posępne melodie, które czarują słuchacza i wciągają go w głąb tworzonej przez Ysbryd alternatywnej rzeczywistości. Produkcję uzupełniają miażdżące, monolityczne Doom Metalowe elementy, które sprawiają, że płyta momentami wręcz przytłacza i gniecie niemiłosiernie odcinając dopływ życiodajnego powietrza. „Kraft” to płyta, która trzyma się Black Metalowych standardów lat 90-tych, ale jednocześnie ma swój indywidualny, charakterystyczny sznyt, który sprawia, że nie mamy wrażenia, jakbyśmy konsumowali odgrzewane wielokrotnie kotlety. Naprawdę ciekawa i wciągająca płyta, która dla fanów mizantropijnego, wisielczego Black Metalu jest w zasadzie pozycją obowiązkową. Dodam jeszcze tylko, że materiał ten ukazał się pierwotnie w 2018 roku, jako pro-cdr wydany samodzielnie przez muzyka zespołu. Jeszcze w tym samym roku Worship Tapes puściło w świat 100 kaset, a w lutym 2019 dzięki Purity Through Fire doczekaliśmy się wtłoczenia tej produkcji na srebrne krążki. Najpierw otrzymaliśmy limitowane do 99 szt. wydanie w digi-packu A5, a następnie wznowienie w klasycznym jewel case, które zostało wzbogacone o 4 bonusowe wałki z niewydanego wcześniej Demo 2007.  

Hatzamoth

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.