Kapala
„Termination
Apex”
Dunkelheit
Produktionen 2019
Ile znacie zespołów pochodzących z … Indii? Tylko
bez zaglądania do Metal Archives! No, raczej niewiele. Nie jest to zbyt płodny
rejon, zwłaszcza jeśli chodzi o ekstremalne, metalowe piosenki. A jednak scena
tam istnieje. Chuj z tym, czy mocniejsza, czy beznadziejna. Dziś na tapecie
mamy przedstawiciela wspomnianego półwyspu, o nazwie Kapala. Nie są to jacyś
weterani, raczej młodziki, lecz też już nie debiutanci, gdyż „Termination Apex”
to ich trzeci materiał, po demówce i Ep-ce. Poprzednie wydawnictwo Kapala
sprawiło mi wiele frajdy, więc miałem nieskrywane nadzieje, że nowa EP-usia też
zrobi mi szybkiego loda. No i robi. I to z połykiem. Sześć numerów, dwadzieścia
siedem minut totalnego, war metalowego napierdolu, wzorowanego na Revenge,
Blasphemy czy Conqueror. Parszywe, wręcz prymitywne brzmienie sprawia, że nawet
włosy na moich członkach, szczególnie na jednym, stają dęba i wyskakują z
cebulek. Garaż w chuj, coś pięknego. Rzygający, głęboki wokal, dość mocno
przytłumiony, rzężące w tle, nisko strojone gitary i oplatający wszystko
niemożebny syf. Nie ma tutaj piosenek o miłości, nie znajdziecie na tym krążku
nawet odrobiny romantyzmu. Nie ma „kocham cię”, jest ruchanie w dupę bez gry
wstępnej i żadnych kurwa lubrykantów. Mocno, do krwi, jeden chuj, z członka czy
z dupy. Spadające na czerep kanonady przypominają ataki dywanowe, szczególnie
dla tych, którzy nie założą na tors pasów z nabojami, za to zdążą wsadzić sobie
na stopy krótkie skarpetki. Piekło rzyga im w twarz. Nie,
kurwa, nie ma na tej EP-ce nic, kurwa NIC, nowego. Jest za to kolejna dawka
ekstremy dla tych, którzy się przy niej brandzlują pod kołdrą ze słuchawkami na
uszach, gdy tylko żona zaśnie albo dziewczyna ma okres. Taaaaak, ciapaki zrobią
wam tutaj zdecydowanie dobrze. Nie wstydźcie się zatem. Śniady też potrafi.
-
jesusatan
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.