poniedziałek, 24 czerwca 2019

Recka ENTHEOGEN - Without Veil, Nor Self


ENTHEOGEN
„Without Veil, Nor Self”
I, Voidhanger Records 2019

Mimo że to pierwszy, pełny album zespołu z Juesej, to muzycy tworzący ten projekt bynajmniej do żółtodziobów nie należą. Ten kwartet to zaprawieni w bojach, czarni  nekromanci, którzy obskurne dźwięki tworzyli, lub nadal tworzą w Chaos Moon, Skáphe, Krieg, VitalRemains, Ringarë czy Manetheren, a na żywca wspomagali min. TriumvirFoul i Ӕvangelist. Nazwy to zacne, zatem lipy nie powinno być, no i kurwa powiadam Wam, że nie ma!!! Ogólnie można powiedzieć, że „Without…” jest asymilacją twórczości wymienionych powyżej zespołów i niekonwencjonalnych, wijących się tematów znanych z produkcji BlutausNord, Deathspell Omega, Throane czy Dodecahedron. Dzieje się tu bardzo dużo i przez te 40 minut, które trwa płyta, ni chuja nie uświadczycie nudy. Płonące intensywnie ciemności łączą się tu z na swój sposób subtelną, cmentarną powagą, tworząc gęstą, smolistą atmosferę, która wciąga i oblepia słuchacza, wprowadzając jego umysł w stan euforycznego upojenia, dzięki czemu doświadczamy wielu uniesień i fantasmagorycznych wizji. Jednym słowem, można poczuć się, jakbyśmy zajebali sobie garść leków psychoaktywnych wpływających na naszą percepcję i postrzeganie rzeczywistości. A rzeczywistość kreowana przez Entheogen jest przewrotna jak kobieta, raz bezlitosna, okrutna i złośliwa, innym razem wyrozumiała, ponętna i ciepła. Riffy są raz fragmentaryczne, stonowane i niemal nieuchwytne, by po chwili kipieć mnogością rozwiązań i układać się kaskadowo. Nie ma dla nich początku ani końca. Wydają się pojawiać i znikać bez ostrzeżenia (niczym murzyn na przejściu dla pieszych), przez co na wielu płaszczyznach mocno dezorientują odbiorcę. Migotliwe linie gitar wykorzystują także bardziej techniczne rozwiązania, gdzie wyróżniają się elementy rodem z dysonansowego Death Metalu. Trudno nie zwrócić uwagi na ekstrawaganckie rozwiązania perkusyjne. Szaloną szybkość w rozrywających blastach rozpraszaną przez kreatywne, oszałamiające wariacje i praktycznie jazzowe bębnienie. Pomiędzy tą rytmiczną plątaniną, wśród nieustannego drążenia gitarowo-perkusyjnego stopniowo wznosi się bas, by nagle potężnie uderzyć rytmicznymi, stosunkowo melodyjnymi liniami. Kurwa, tu dzieje się tyle, że mam problemy, żeby to ogarnąć!!!Na temat tego materiału można by napisać chyba pracę magisterską. Ja nie mam zamiaru tego robić, dlatego podsumowując temat: Entheogen na swym debiucie oferuje uduchowioną podróż po mrocznych meandrach złowieszczych, piekielnych labiryntów przywiązując słuchacza do głośników przez całe 40 minut jego trwania. Intensywny i jadowity, ale zarazem głęboki i na swój pokręcony sposób czarujący, to tylko kilka słów, jakimi można określić ten album. Nie jest to jednak płyta łatwa w odbiorze. „Bez zasłony…” zazdrośnie strzeże swoich tajemnic, muzyka na niej zawarta jest jednak warta każdej sekundy poświęconego na jej przesłuchanie czasu. Prawdziwy klejnot w Black Metalowej koronie.

Hatzamoth
https://www.youtube.com/watch?v=V_22TvVMhVg

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.