wtorek, 4 czerwca 2019

Recenzja Imperator „The Time Before Time”


Imperator

„The Time Before Time”

NWN! Productions 2019



Czy jest w ogóle sens przedstawiać komukolwiek ten zespół? Zwłaszcza, że kilka miesięcy temu głośno było wszędzie o tym, że Bariel wziął się i reaktywował Imperator, po czym ruszył w Polskę by udowodnić, iż nadal chce niszczyć i zabijać? No cóż, pomijając okoliczności powrotu legendy na scenę i faktyczne pobudki temu towarzyszące, w które jednak nie będę wnikał, przynajmniej nie tu, trzeba przyznać, że „The Time Before Time” to jedna z najważniejszych płyt mojego okresu dojrzewania. Nie tylko muzycznego. Ten album niemal zniszczył mi najwspanialsze młodzieńcze lata, gdyż zamiast uganiać się za dupeczkami, które bardzo chciały, lecz zarazem bały się, zamiast przyjmować pokarmy i płyny – słuchałem namiętnie tego skurwysyna. Nie potrafię do końca pozbyć się sentymentu pisząc o czasie przed czasem, lecz tenże pokazał, że nie byłem wówczas jedynym zakochanym w tych dźwiękach pojebem. Gdyby jakimś cudem ktoś jeszcze nie zapoznał się z debiutem Imperator, powinien to uczynić czem-kurwa-prędzej, bezwarunkowo. Bo w ryja! Dziewięć numerów (tak, ta wersja NWN! zawiera także „Love under Will” oraz „The Rest Is Silence”, których próżno szukać na oryginalnym wydaniu) i czterdzieści sześć minut. Tyle trwa totalna, staro szkolna, death metalowa anihilacja. Ta płyta posiada wszystko, co powinien zawierać idealny śmierć metalowy krążek – są genialne riffy, pięknie ryjące zwoje mózgowe solówki, cudowne analogowe brzmienie i niesamowity klimat. Można stwierdzić, że nie ma tutaj żadnych przypadkowych dźwięków. Wszystko jest idealnie ułożone i wyważone a jednocześnie zawiera ten pierwotny pierwiastek chaosu, ten wkurw dzięki któremu metal był wówczas metalem a nie wygłaskanymi piosenkami dla sezonowych buntowników.  Gdyby nie okoliczności, które zaistniały w latach 90-tych przez które zespół poszedł do piachu, dziś Imperator byłby zapewne znany na całym świecie niczym Vader. Z drugiej jednak strony chyba lepiej, że Łodzianie wypluli jeden, lecz a to genialny album, niż gdyby mieli iść śladem Generała i zacząć z czasem nagrywać gnioty. NWN! Productions wypuszczą reedycję „The Time Before Time” dopiero w drugiej połowie lipca, lecz ja już się cieszę. Głównie z tego, że dzięki temu cały świat będzie mógł poznać prawdziwą perłę polskiego podziemia z wczesnych lat 90-tych. Ta muzyka zdecydowanie na to zasługuje albo wręcz tego wymaga. Klasyk, to zbyt mało powiedziane. Ta płyta to podwaliny pod piekło, które rozpętało się w Polsce wkrótce po jej wydaniu. Absolutny kamień milowy death metalu. 
- jesusatan


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.