BlackHorns
“Rise of the Infernal
Sorcery”
Putrid
Cult 2019
Przyznam się szczerze i bez bicia, że z Północnoamerykańskim
black metalem bardzo często się rozmijam. Głównie dlatego, iż poza jakimiś tam
wyjątkami, ten kraj nie ma mi zbyt wiele do zaoferowania na tym poletku. Po
sprawdzeniu ogólnych informacji, kto zacz, do BlackHorns podszedłem zatem bez
spiny i jakichkolwiek oczekiwań. Zespół istnieje już niemal dekadę i zdążył
nagrać kilka demówek oraz EP-kę. Teraz, pod flagą Putrid Cult nadszedł czas na debiut. „Rise
of the Infernal Sorcery” to osiem numerów surowego, bezkompromisowego grzania
ku chwale rogatego, w najlepszym wydaniu. Tradycyjnie dla tego rejonu świata
brzmienie rzecz jasna przypomina bardziej death metalowe produkcje niż
skandynawskie bzyczenie, czyli pod tym względem skojarzenia z Blasphemy czy
Sarcofago są jak najbardziej na miejscu. Sama muzyka też zbyt daleko nie
odbiega od tej tworzonej przez autorów „Fallen Angel of Doom” czy „I.N.R.I.”,
choć to oczywiście mocne uproszczenie. Pomijając dość liczne, mroczne
wprowadzacze, jest szybko, brutalnie i absolutnie prosto. Można przez te
dwadzieścia siedem minut wyłapać nawet kilka pomyłek, jednak bardzo słusznie
BlackHorns nie bawili się w studio w zbędne poprawki. Mocno zbasowane brzmienie
dudni w uszach niczym silniki B-52, perkusja napierdala jednostajnie a Wbijające się w łeb
gitarowe riffy dokonują obrazu spustoszenia. Momentami, gdy chłopaki zwolnią,
uderzają powolnymi, piłującymi czaszkę niczym niedoświadczony patolog riffami.
Narzucone wówczas marszowe tempo kojarzyć się może z wędrującymi ku chwale
żołnierzami Wehrmachtu. Jeśli ktokolwiek czeka aż napiszę o jakichkolwiek
innowacjach pojawiających się na tym krążku, to może sobie spokojnie iść do
lodówki po browara. Amerykanie posługują się sprawdzonymi w boju narzędziami
zagłady. Na polu bitwy pojawiliby się raczej pod postacią czołgu niż snajpera.
Dodatkowo na dysku zamieszczona została demówka „The Oath”, na której wydawca
dorzucił kolejne trzynaście minut sonicznej zagłady, odegranej jeszcze surowiej
i dosadniej. I niby nie jest to nic kurwa nowego, jednak słucham tego materiału
już nie wiem który raz i co chwilę do niego wracam. Co tu będę jednak dużo
filozofował, takie granie po prostu totalnie do mnie przemawia i wciąż nie mam
dość tego tupu dźwięków. Każdy maniak surowizny i wojennego metalu może łykać
ten album w ciemno. Chłopcy preferujący ciepłe bambosze i wygodny fotel mogą do
„Rise of the Infernal Sorcery” w ogóle nie podchodzić.
-
jesusatan
https://www.youtube.com/watch?v=BvTt5LLuuqw
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.