czwartek, 2 maja 2019

Recenzja Black Mold „Tales of Degradation”


Black Mold
„Tales of Degradation”
Hellprod 2019


Czarna Pleśń to zespół z Portugalii. Nikt nie wie, kto tam gra, kto im wynajmuje kanciapę, kto im biega po browary. Poza ich starymi, podobno! No cóż… Są liderzy i followersi. Czasem followersi wykazują większa klasę, niż rzekomi liderzy. Uwielbiam bowiem bandy, które czerpią pełnymi garściami z klasyków, czasów minionych. Black Mold to zespół, który próbuje taką starą, osadzoną w latach 80-tych czy 90-tych muzykę grać. To słychać już z pierwszymi dźwiękami płynącymi z „Tales of Degradation”. Jednak, jak to się mówi, za wysokie progi… Owszem, wzorce choćby pokroju Sodom są na tym materiale wyraźnie słyszalne, jednak właśnie… Zbyt dobitnie słyszalne. Coś na zasadzie – podchwyciłem riff, chłopaki, grajmy go w kilku konfiguracjach, będzie zajebiście. A tam, chuja jest! Mimo iż drugie demo chłopaków z ciepłego kraju trwa zaledwie 13 minut, zdążyłem się znudzić. Niby muza buja, brzmi po staremu, wokal krzyczy nisko, jednak całość jest po prostu nudna. Owszem, można tego posłuchać siedząc z kumplem przy piwie, lecz absolutnie ten materiał nie broni się w spotkaniu face to face. Kiedy miałem kilkanaście lat, to też mieliśmy z lokalnymi pijakami kapelę, pukaliśmy na próbach covery starych kapel i świetnie się przy tym bawiliśmy. Jednak było to na tyle słabe, że nie odważyliśmy się pokazać tych dokonań światu. Portugalczycy się na ten krok zdecydowali. No i chyba jednak zbyt wcześnie. Zalecam powrót do sali prób, wypicie wspólnie kilkuset litrów wódki, odbyciu tyluż prób a następnie wykupienie czasu w studio i nagranie czegoś, co będzie na zdecydowanie wyższym poziomie. To co słyszę na „Tales of Degradation” jest słabe. Słabe w chuj. I tyle. 
- jesusatan

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.