sobota, 4 maja 2019

Recenzja Aima „Tragos”


Aima
„Tragos”
Nuclear War Now! Productions 2019


Będąc zwykłym prostakiem, który nawet nie umi się po polsku wysłowić, jednocześnie czcząc metal śmierci do upadłego, kupuję niemal w ciemno wszelkie pozycje serwowane przez NWN! Productions. Rzadko kiedy się bowiem trafia, że mój gust pozostaje niezaspokojony. Aima to kompletnie mi nieznana nazwa, przynajmniej do tej pory. Jednak jeśli wydaje ich wspomniany label a ich nazwa oznacza w ich ojczystym języku tyle, co „krew”, to wiadomo że ona się poleje. Płyta rozpoczyna się iście intrygująco. Pierwsze momenty debiutu to czystej krwi Bolt Thrower. Jest to jednak mała zmyłka, gdyż Grecy za chwilę zmieniają diametralnie kierunek grania, co nieco mnie pierwotnie rozczarowało. Nie na długo jednak. Przyspieszenie, które nastąpiło na kolejnych numerach przynosi ze sobą wojnę i niepokój. Nastroje te ubrane są w garnitur death/black metalowy, upierdolony po łokcie krwią i pozostałościami prochu. Grecy tasują się nastrojami, zmieniając co chwilę tempo utworów, dzięki czemu nie można przy „Tragos” ziewnąć ani razu. Czasem przewinie się w tle melodia silnie przywołująca w pamięci pionierów wczesnego greckiego bleka, czasem popłynie wojenny riff, jednak ubrany w takie brzmienie, że raczej skojarzy się z Embrace of Thorns niż bezpośrednio z Blasphemy. Zdecydowanym pewnikiem na tym albumie jest oldschool na maksa, nie znajdziecie tu żadnych udziwnień („My jesteśmy normalni” jak to powiedział klasyk) ani komputerowej obróbki. Co najwyżej obróbkę skrawaniem w najprostszej możliwie postaci. Tutaj rządzi prostota i bezpośrednie środki przekazu. Mimo iż materiał trwa niewiele ponad 30 minut, potrafi dostarczyć sporo radochy albo też podkurwić dostatecznie mocno, by wyjść na ulicę i jebnąć z partyzanta przypadkowo napotkanemu katolowi. Nie, ten album nie zostanie nigdy klasykiem. Nie wnosi do muzyki nic nowego. Jest jednak idealną zabawką w rękach mężczyzny w wieku średnim, który zamiast nakurwiać w gry wojenne na PlayStation woli eksplorować wojnę w muzycznej postaci. Aima jest sto razy lepsza niż jakieś tam Medal of Honor czy inny chuj. Idę się zatem pobawić. Zalecam to samo. 
- jesusatan


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.