niedziela, 9 grudnia 2018

Recenzja EOSPHOROS „Eosphoros”


EOSPHOROS
„Eosphoros”
Iron Bonehead Productions 2018


Debiutancka płyta tego trio zza wielkiej kałuży to w zasadzie nie specjalnie rewelacyjnego. Surowy, jadowity Black Metal z niezłym, lekko tajemniczym, zamglonym klimatem. Usłyszymy tu wszystko to, co charakteryzuje ten gatunek. Zimne, chropowate, zabarwione melancholią riffy, rzetelną sekcję, która potrafi siarczyście przypierdolić, ale nie stroni też od cięższych, mocniej gniotących fragmentów i nienawistny scream. Ten klasyczny szkielet kompozycji ubarwiony jest odrobiną parapetu, który generuje mroczne, okołoambientowe plamy dźwiękowe zahaczając także momentami o duszne, drone’owo – noise’owe pływy. Uzupełniają go także okazjonalne, instrumentalne miniatury i odrobina nawiedzonych szeptów docierających do naszej świadomości gdzieś z głębokiego, drugiego planu. Przybrudzone brzmienie, przez które przesiąka zgnilizna, zapewnia tym wałkom odpowiednią siłę przekazu, nie odzierając ich jednocześnie z mglistej, nieco mętnej aury. Słychać w tym odrobinkę Burzum, gdzieniegdzie przebija twórczość Xasthur i Leviathan, choć to oczywiście tylko moje luźne skojarzenia. Kurcze, mino że płyta bazuje na stosunkowo prostych środkach przekazu, które same w sobie dupy nie urywają, to jednak „Eosphoros” na swój pokrętny sposób hipnotyzuje i wciąga coraz głębiej z każdą kolejną minutą. Ja sam po pierwszym odsłuchu tego materiału momentalnie nacisnąłem ponownie klawisz play, aby ponownie zanurzyć się w rzeczywistości kreowanej przez zespół. Najlepiej słucha się tego w ciemności, sącząc przy tej okazji swój ulubiony napój alkoholowy. Totalnie obsrany nie jestem, ale na pewno spędzę z tym albumem kilka długich, zimowych wieczorów.
                                                                                           Hatzamoth

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.