sobota, 15 grudnia 2018

Recenzja Goathrone „The Black”


Goathrone
„The Black”
Putrid Cult 2018


Toruń. W auli Wyższej Szkoły Kultury Społecznej i Medialnej, po uroczystej mszy świętej ku czci ojca założyciela gromadzą się tłumy wiernych słuchaczek w wieku zawyżającym średnią krajową. Świętując 27-lecie powstania wiekopomnego dzieła pragną wspólnie obejrzeć seans „Jezusa z Nazaretu”. Gaśnie światło. Po krótkiej chwili wyczekiwania na ogromnym ekranie pojawia się w końcu Rocco Siffredi w towarzystwie kilku innych spowiedników i dwóch bogobojnych zakonnic do dogłębnego wyspowiadania…
Trójka doświadczonych polskich muzyków, zapewne będąc pod silnym wpływem alkoholu, być może także innych środków odurzających, postawania pewnego pięknego dnia stworzyć wspólny projekt muzyczny, mający na celu pokazanie światu czym jest prawdziwe bestialstwo. Wchodzą zatem do studia i rejestrują około 25 minut dźwięków tak ohydnych, że u przeciętnego fana metalowego grania, nawet tego z pazurem, natychmiast następuje odruch bliźniaczy towarzyszącemu bogobojnym staruszkom na wspomnianym seansie. Siedem utworów zawartych na, banalnie zatytułowanej, płycie „The Black” to nic innego jak czysta black-death metalowa anihilacja, subtelna jak rewolucja październikowa, waląca w ryj pięciokilowym kluczem francuskim. Wszystko tutaj jest tak surowe jak tatar, pięknie doprawione diabelstwem w najczystszej postaci. Chłopaki chyba celowo przetrzymywali sprzęt w wyjątkowo niekorzystnych warunkach, pozwalając by struny gitar pordzewiały, gdyż brzmienie jest iście szatańskie. Demonizer nakurwia w bębny jakby mu kto zapodał potrójna porcję speeda, a odgłos blach przykrywający chwilami ścieżki gitar dodaje jedynie tym nagraniom autentycznośc. Wokale Lorda K to już też raczej uznana marka. Jego głębokie rzygi przypominają wołanie z najgłębszych otchłani czeluści piekielnych. Bez różnicy, czy serwujemy sobie pędzący na pełnej kurwie „Harvest of the Ghoul” czy wolniejszy „The Black”, nasze narządy słuchowe są tak samoż ranione. Sam Diabeł staje przed nami z metrowym fallusem, wpycha go w gardło i mruczy „ssij kurwo”. By owe okropieństwo jeszcze pogłębić na sam koniec, zamiast ejakulatu, otrzymujemy cover „Sacrifice” nagrany pewnie na szybciora na próbie, bo brzmi jakby to ktoś zgrał zza ściany na Grundiga. Podsumowując - syf, kiła i malaria. Wrażliwych, oraz tych z szerokimi kurwa horyzontami muzycznymi, ostrzegam przed tą płytą. Kto z kolei kocha wyłącznie metal i piekło, ten wie co robić. 
- jesusatan



Possession
Funeral Christwhore
Harvest of the Ghoul
The Black
Varg
Demonpriest of Impurity
Sacrifice  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.