Goathrone
„The Black”
Putrid Cult 2018
Toruń. W auli Wyższej
Szkoły Kultury Społecznej i Medialnej, po uroczystej mszy świętej ku czci ojca
założyciela gromadzą się tłumy wiernych słuchaczek w wieku zawyżającym średnią
krajową. Świętując 27-lecie powstania wiekopomnego dzieła pragną wspólnie
obejrzeć seans „Jezusa z Nazaretu”. Gaśnie światło. Po krótkiej chwili
wyczekiwania na ogromnym ekranie pojawia się w końcu Rocco Siffredi w
towarzystwie kilku innych spowiedników i dwóch bogobojnych zakonnic do
dogłębnego wyspowiadania…
Trójka doświadczonych
polskich muzyków, zapewne będąc pod silnym wpływem alkoholu, być może także
innych środków odurzających, postawania pewnego pięknego dnia stworzyć wspólny
projekt muzyczny, mający na celu pokazanie światu czym jest prawdziwe
bestialstwo. Wchodzą zatem do studia i rejestrują około 25 minut dźwięków tak ohydnych,
że u przeciętnego fana metalowego grania, nawet tego z pazurem, natychmiast
następuje odruch bliźniaczy towarzyszącemu bogobojnym staruszkom na wspomnianym
seansie. Siedem utworów zawartych na, banalnie zatytułowanej, płycie „The
Black” to nic innego jak czysta black-death metalowa anihilacja, subtelna jak
rewolucja październikowa, waląca w ryj pięciokilowym kluczem francuskim.
Wszystko tutaj jest tak surowe jak tatar, pięknie doprawione diabelstwem w
najczystszej postaci. Chłopaki chyba celowo przetrzymywali sprzęt w wyjątkowo
niekorzystnych warunkach, pozwalając by struny gitar pordzewiały, gdyż
brzmienie jest iście szatańskie. Demonizer nakurwia w bębny jakby mu kto
zapodał potrójna porcję speeda, a odgłos blach przykrywający chwilami ścieżki gitar
dodaje jedynie tym nagraniom autentycznośc. Wokale Lorda K to już też raczej
uznana marka. Jego głębokie rzygi przypominają wołanie z najgłębszych otchłani
czeluści piekielnych. Bez różnicy, czy serwujemy sobie pędzący na pełnej kurwie
„Harvest of the Ghoul” czy wolniejszy „The Black”, nasze narządy słuchowe są
tak samoż ranione. Sam Diabeł staje przed nami z metrowym fallusem, wpycha go w
gardło i mruczy „ssij kurwo”. By owe okropieństwo jeszcze pogłębić na sam
koniec, zamiast ejakulatu, otrzymujemy cover „Sacrifice” nagrany pewnie na
szybciora na próbie, bo brzmi jakby to ktoś zgrał zza ściany na Grundiga.
Podsumowując - syf, kiła i malaria. Wrażliwych, oraz tych z szerokimi kurwa
horyzontami muzycznymi, ostrzegam przed tą płytą. Kto z kolei kocha wyłącznie
metal i piekło, ten wie co robić.
-
jesusatan
Possession
Funeral Christwhore
Harvest of the Ghoul
The Black
Varg
Demonpriest of Impurity
Sacrifice
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.