poniedziałek, 4 marca 2019

Recenzja Departure Chandelier “Antichrist Rise To Power”


Departure Chandelier

“Antichrist Rise To Power”

NWN! Productions 2019



Pierwszy raz spotykam się z nazwą Departed Chandelier. I nawet podpowiedź w notce promocyjnej, że w skład zespołu wchodzą członkowie Akitsa czy Ash Pool niewiele mi mówi, więc przynajmniej mogłem podejść do tego materiału jak do czystej karty. Jedyną wskazówką był fakt, że materiał ten ukazał się niedawno nakładem NWN!, co zazwyczaj jest gwarantem jakości. Trwający niecałe 35 minut debiut nagrany został, co jest sporą niespodzianką, ponad dekadę temu, jeszcze zanim trójka przemiłych zapewne gentlemanów zarejestrowała wydane w 2011 roku demo „The Black Crest of Death, the Gold Wreath of War”. Sami przyznacie, że niecodzienna kolejność hehe! Skupmy się jednak na samej muzyce. Na „Antichrist Rise To Power” otrzymujemy osiem kawałków surowego i raczej nieskomplikowanego black metalu. Nie ma tutaj zbytniego zapierdalania na łeb na szyję, totalnej smoły też nie – większość kompozycji utrzymanych jest w średnim tempie i skupionych raczej na budowaniu dość chłodnego klimatu, ocieplanego dość często klawiszowym tłem. Użycie tego instrumentu kojarzy mi się z tym, co na wcześniejszych albumach robiła norweska Gehenna, czyli klawisze płynęły sobie w tle, nie wpierdalając się zbytnio na pierwszy plan. Nie powiem, żebym był fanem tego typu zabiegów, jednak w przypadku tego albumu nawet niespecjalnie mnie to drażni. Może dlatego, że pozostałe instrumenty brzmią bardzo surowo, niemal garażowo powiedziałbym, co akurat dla mnie stanowi przeogromny plus. Sposób riffowania przynosi z kolei na myśl głównie Bathory z wcześniejszego okresu. Znaczy się jest niezbyt skomplikowanie, za to bardzo oldskulowo. Kolejnym zaskakującym faktem jest tematyka tekstów, gdyż panowie upodobali sobie historię Francji, zwłaszcza czasy Napoleońskie. Przyznać należy, że rządy krwawego władcy stanowią idealny dodatek liryczny do prezentowanej na tym wydawnictwie muzyki. Niespodzianek zatem znajdziemy tutaj sporo. Nie powiem, żebym się w tym albumie zakochał, choćby z wiadomych powodów – kto mnie zdążył poznać, ten już wie. Jednak myślę, że dla fanów black metalu będzie stanowił nie lada kąsek i gwarancję wielu przyjemnych chwil. Ja przesłuchałem kilka razy i stwierdzam, że dobra to rzecz. Po raz kolejny zatem NWN! zawodu nie sprawiła. 
- jesusatan


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.