Bewitcher
„Under The Witching Cross”
Shadow Kingdom 2019
Jeżeli już w pierwszym kawałku pada w tekście słowo
“Satan” a dodatkowo muza kopie dupę, to klękam! Zaczynam jednak od wspomnianej dupy
strony… Bewitcher to banda przechuja zza wielkiej kałuży grająca stary metal.
„Under the Witching Cross” to drugi album, który będzie miał swoją premierę
dopiero w maju, jednak już dziś każdy szanujący się fan szczerego do szpiku
kości napierdalania powinien zapisać sobie w kajeciku tę płytę jako "pozycja
obowiązkowa do zakupienia". Wesołe, jak mniemam, chłopaki nakurwiają bowiem
totalnie oldskulowy i przepełniony szczerością speed/thrash metal który sprawi,
że każdy noszący katanę z naszywkami maniak spuści się w majtasy szybciej niż
gdy żona zdąży mu obciągnąć. Mamy tu niezaprzeczalną przyjemność obcowania z
muzą, która wyginęła lata temu, jak dinozaury kurwa, a obecnie jest przywracana
do życia dzięki takim chujom jak trio z Bewitcher. W tych dźwiękach przewija
się wszystko co najlepsze, od Iron Maidenowskich melodii po Protectorowe przyspieszenia.
Cały przekrój wszystkiego co najlepsze wydarzyło się w latach 80/90-tych.
Jadowity wokal przypomina czasy zanim jeszcze wynaleziono growl i brzmi
zajebiście agresywnie, dodatkowo ozdabiany okazjonalnym pogłosem. Chłopaki jadą
zazwyczaj na pełnej piździe, oczywiście biorąc pod uwagę standardy czasów, do
których nawiązuje ich muzyka. Gdy chwilami zwolnią, by potraktować nas
urywającym łeb riffem, kości kręgosłupa pękają momentalnie a nasza dyńka stacza
się po schodach do piwnicy, niczym na starym horrorze klasy B. Mocno czuć w
tych dźwiękach ducha starego Vernom czyli Rock’n’Roll do upadłego! Spróbujcie
zaprosić znajomych na imprezę, puścicie im taki choćby „Too Fast For the
Flames”, w którym jest wszystko potrzebne do zabawy, dodatkowo okraszone
wyjebaną solówką. Który gej by nie jebnął mi kuflem o ścianę, miałby
automatycznie dożywotni zakaz wstępu do domu mego. Bez przesady, każdy z ośmiu
kawałków na tej płycie sprawia, że mam ochotę podnieść w górę puchar złocistego
napoju i śpiewać z kolesiami poszczególne refreny. Z racji tego, że mamy rok
2019 nie brzmi to tak brudno jak 30 lat temu, jednak chłopaki poczynili
wszelkie starania, by nie zeszmacić swojej płyty zbytnią nowoczesnością. Przy
tym albumie należy się bawić, więc sorry, ale jako słyszę że „Satan”, czy „six
six six” to idę po kieliszek i będę tańcował. A najlepszym kompanem będzie mi
Bewitcher!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.