Evulse
„Call of the Void”
Godz Ov War 2019
Będzie krótko i na temat. Dlaczego? Bo takie
materiały nie potrzebują zbytniej wylewności. Oto pięciu gości z kraju za
wielką kałużą postanowiło nagrać sobie demówkę. Też mi kurwa nowość, nie? No
jaha, tylko różnica jest taka, że akurat ci panowie zrobili to z klasą i
zajebali takim materiałem, że każdy szanujący się fan deta od razu zawiesi na
tych dziecięciu minutach ucho na dłużej, niż tylko chwilę. „Call of the Void”
zaczyna się mocnym pierdolnięciem, bez żadnego wstępu instrumentalnego czy
pedalskich deklamacji. Ruszają jak hart ze smyczy i maltretują bezlitośnie
prostym jak konstrukcja cepa death metalem w starym stylu. Nie jest to jednak
napierdalanie jedynie na wysokich obrotach. Ci gentlemani potrafią także
zwolnić a wówczas dość mocno słychać wzorce czerpane od bogów z Incantation.
Bez różnicy jednak, czy jest szybciej czy wolniej, ta demówka kopie w dupę
równomiernie powodując uczucie odbijającej się lemoniady komunijnej u pozerów,
którzy owego rytuału doświadczyli. Bardzo podoba mi się tutej rozmyte
brzmienie. Gitary są niechlujne, wokal mocno zefektowany a brzmienie garów
garażowe. Może ciut zbyt płasko brzmią stopy, ale jebał to pies, w końcu to
jest demo więc takie niedopatrzenia są raczej pozytywem niż minusem. Chwilami
chłopaki załapują typową patatajnię, jednak w obliczu całości nie odbija się to
jakoś negatywnie. Słucha się tego materiału z nieudawanym bananem na ryju i
tylko żałuję, że to demo jest tak krótkie. Chciałoby się przynajmniej kilka
minut więcej, ale co zrobisz, jak nic nie zrobisz? Będę niecierpliwie
wypatrywał następnych kroków poczynionych przez Evulse, gdyż pierwsze bekniecie
jest wyjątkowo nieświeże i obiecujące. Wspomniany materiał został właśnie
wydany przez naszą Godz Ov War, więc za śmieszne pieniążki można sobie to
zakupić i cieszyć się jak dziewczyny z „2 girls one cup” którym ktoś nasrał
dodatkowo do ryja. Smacznego!
-
jesusatan
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.