FECALIZER
„Fecal Inferno”
Coyote Records 2018
Jak
to często w tym gatunku bywa, Meksykański Fecalizer istniejący od 2003 roku ma
na swoim koncie całą masę różnorakich split-albumów i kilka Ep'ek, ale
"Fecal Inferno" to dopiero ich trzecia płyta długogrająca. Jak się
zapewne domyślacie gatunkiem, jaki uprawia to trio, jest Brutal
Death/Grindcore. Dostajemy tu zatem 15 utworów trwających kapkę ponad 31 minut
złożonych z mocarnie młócących beczek wspomaganych szarpiącym wnętrzności
basem, patroszących brutalnie, gitarowych riffów (co ciekawe wiosło obsługuje
tu jegomość o swojsko brzmiącym nazwisku Nowak) i gardłowych
wokali. Nie jest to jednak przesadna, nieczytelna krwawo-fekalna jatka jechana
na maksymalnie przesterowanych dźwiękach, choć delikatnie i zwiewnie też tu nie
jest. Fecalizer hołduje zdecydowanie starej szkole gatunku i miażdży ciężarem,
nie popadając w ponaddźwiękowe tempa. Są tu oczywiście kruszące szkliwo na
zębach, furiackie przyspieszenia, jednak wszystko jest tu odpowiednio zrównoważone.
Mocarne, lekko chropowate brzmienie zapewnia wrażenia na odpowiednim poziomie i
sprawia, że płytka solidnie maltretuje słuchacza. Twórczość Fecalizer ma
jeszcze jedną zaletę. Przy odpowiednim nasyceniu alkoholem podrywa swych
odbiorców do samoistnych, brutalnych tańców, podczas których możliwe są
najbardziej niesamowite i fascynujące orgie, a takie wałki jak: „I Want Pussy”,
„We Are the Infection” czy „Hel lis Here” na żywca muszą miażdżyć, innego
wyjścia kurwa po prostu nie ma!!! Jeżeli kręci Was zatem muza Fornicator,
Carnal Diafragma, Haemorrhage, czy naszego Squash Bowels, to ostatnia płytka Fecalizer
także powinna przypaść Wam do gustu, gdyż to solidny Death/Grindcore'owy
napierdol.
Hatzamoth
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.