YSENGRIN & STARGAZER
„D.A.V.V.N.”(split)
Nuclear War Now! Productions 2018
Kolejne,
dzielone wydawnictwo, jakie w ostatnim czasie wpadło w moje łapy. Tym razem
naprzeciw siebie w ringu stają Francuski Ysengrin i Australijski Stargazer. Pojedynek
zakontraktowany jest na dwie rundy i będzie trwał prawie 21 minut. Rozlega się
gong i sędzia ringowy rozpoczyna pojedynek. Jako pierwsi ruszają miłośnicy
żabich udek i ślimaków winniczków. Trio z Normandii nie rzuca się jednak do
szaleńczego ataku, a raczej rusza się wolno, lawiruje i stosuje serię zwinnych,
pokręconych uników i zawiłych, psychodelicznych gierek. Pierwszy ich wałek to
ezoteryczny, mglisty Doom/Black Metal pełen ciężaru i wielorakich rozwiązań. Beczki
niespiesznie wgniatają w podłoże. Dwie gitary basowe używane przez grupę nadają
temu utworowi charakterystyczny, mozolny, twardy, surowy sound, który
nieodparcie może kojarzyć się z wczesnymi dokonaniami Necromantia. Wiosło
lawiruje pomiędzy opasłymi, pełzającymi, szumiącymi riffami a klimatycznym,
rozlazłym plumkaniem. Nawiedzone, zróżnicowane wokale tyrają całkiem solidnie
mózgownicę, ale w ostatecznym rozrachunku nie są wg mnie
na tyle dobre, aby powalać. Druga kompozycja Ysengrin to przepełniony
ołowianymi pływami, żałobny Dark Ambient, który ma na celu uśpić przeciwnika,
bądź zafundować mu krótki kurs języka Niemieckiego. Z dwojga złego wolę jednak
tę drugą kompozycję. Jest w swym gatunku spójna, konkretna i ma niezły,
niepokojący klimat. Gong i koniec pierwszej rundy. Ysengrin próbował chyba w
niej zamęczyć swego oponenta na śmierć, markował jedynie ciosy, uciekał w liny
i gdy tylko mógł, chował się za osobą sędziego. Stargazer przetrwał ślamazarną,
pierwszą rundę i po kolejnym gongu rozpoczynającym drugą odsłonę tej walki
zadał kilka mocarnych, technicznych, celnych ciosów. Zagęszczony, nieźle
pokręcony Death Metal z progresywnym zacięciem robi solidne zamieszanie. Jednak
i oni mają chwilę słabości w środku utworu, gdy zapędziwszy się w na zawiłe,
instrumentalne wody zaczynają nieco przynudzać. Wracają jednak dość szybko na
właściwe tory i przy pomocy swej ciężkiej, oryginalnej muzyki ponownie kilka
razy mocno trafiają w korpus. Ostatni tego wieczoru gong i koniec walki. Czas
zatem na werdykt. Żadna z grup nie zadała nokautującego ciosu (bo zasadniczo
było ich tu niewiele), było to raczej mało porywające, ospałe, senne widowisko.
Sędziowie orzekli, że jednogłośnie na punkty zwycięża w tym starciu Stargazer,
co i ja, skromny kibic potwierdzam, zapoznawszy się z zapisem tego wydarzenia.
Hatzamoth
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.