poniedziałek, 25 marca 2019

Recenzja Mord'A'Stigmata „Dreams of Quiet Places”


Mord'A'Stigmata

„Dreams of Quiet Places”

Pagan Records 2019



Każdy z was zna teorię ewolucji Darwina, prawda? Zastanawialiście się kiedyś co by było, gdyby ową teorię przetopić w pojęcie czysto muzyczne. Które zespoły byłyby jej zaprzeczeniem a które potwierdzałyby, że każdy następny etap, to kolejny krok ku doskonałości? Tych pierwszych byłoby zapewne zdecydowanie więcej. Mord’A’Stigmata zapewne stanowiłaby siłę uderzeniową walczących o słuszność poglądów stawiających człowieka ponad Neandertala. Jakiż ten zespół poczynił postęp, zaczynając od kompletnie średniego tworu, a będąc teraz niemal na szczycie wszystkiego! Najnowsza, piąta już w dorobku muzyków płyta to prawdziwy skok olimpijski wprzód. Już dwie poprzednie robiły na mnie spore wrażenie, jednak to, co znajduję na „Dreams of Quiet Places” przeszło moje najśmielsze oczekiwania. Przede wszystkim niemal 45 minut muzyki zawartej na tym albumie to nadal M’A’S i co do tego nie ma wątpliwości. Nadal jest to pocztowy metal. Jednak drogę, którą podążają twórcy słuchanych przeze mnie właśnie dźwięków można przyrównać do wysokogórskiej wspinaczki. Każdy kolejny etap wyprawy stawia ich wyżej, dzięki czemu mogą poprzez swoją muzykę opisywać co raz to bogatsze pejzaże. Ich twórczość jest piekielnie nastrojowa i melancholijna, słychać tutaj chwilami nawiązania do wczesnej Katatonii, lecz nie tylko. Ilość nieszablonowych rozwiązań i efektów może przyprawić o zawroty głowy jeśli podejmiemy się wraz z nimi wspomnianej wspinaczki bez maski tlenowej. Choćby taki „Spirit Into Cristal” nawiązuje mocno do techno-popu tworzonego choćby przez Camouflage, jednak z wyraźnie ciemniejszym odcieniem. Zastosowane tutaj czyste wokale mogą z kolei przypominać Sisters of Mercy. Cholera, wachlarz inspiracji jest tutaj przebogaty. Metalowy rdzeń płyty podkreślają francuskie black metalowe dysonanse wzbogacane wieloma eksperymentalnymi i nietypowymi chwytami. „The Stain” mógłby być niemal kawałkiem z ostatnich płyt Furia albo może nawet bardziej Morowe. Oparty głównie na sekcji rytmicznej, z płynącymi swobodnie w tle gitarowymi riffami, tworzy obraz niebanalny. Z kolei „Into Soil” jest oparty na patencie nawiązującym wręcz do elektro. I mimo iż wspomnianych inspiracji jest tu mnogość, wszystko zostało przekute na własną nutę, wszystko idealnie się zazębia tworząc jedną spójna całość, nierozerwalny monolit. Nie wypada nie wspomnieć przy okazji o wokalach. O ile wrzaski Iona, momentami tak przeraźliwe jak wołanie konającego o pomoc,  kojarzą mi się nieco z barwą M z Mgły, to mamy tu tez do czynienia z krzykami czy szeptami, co zdecydowanie wpływa na kolorystykę „Dreams of Quiet Places”. Dodatkowo przewijające się w tle klawisze pogłębiają depresyjny klimat niczym koparka drążąca studnię głębinową. Zaprawdę, powiadam wam, ta płyta jest jak rollrcoaster – wywołuje masę różnorodnych emocji. Jest również jak rak, bo trzeba ogromnego samozaparcie, by się przed nią obronić. Wieńczący płytę utwór tytułowy to ambientowo-elektroniczny twór podkreślający wyjątkowość nowego dziecka Mord’A’Stigmata. Mógłbym jeszcze wiele pisać o tym niebanalnym albumie, jednak wolę ten czas spożytkować na obcowaniu z samą muzyką. Eksplorujcie, wchłaniajcie, umierajcie. 
- jesusatan


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.