czwartek, 21 marca 2019

Recenzja Sinmara „Hvisl Stjarnanna”


Sinmara
„Hvisl Stjarnanna”
Van Records 2019


Jedynka Sinmara kompletnie mnie ominęła, najzwyczajniej w świecie utonęła w natłoku nowości a później jakoś nie było okazji na retrospekcję. Mimo więc iż nazwa ta była mi znana, „Hvis Stjarnanna” jest moim pierwszym spotkaniem z muzyką tego zespołu. Oczekiwania miałem dość wysokie przynajmniej z kilku powodów. Lubię islandzki black metal, znajomy ziomek tą płytę bardzo sobie zachwalał, Van wydaje zazwyczaj płyty dobre i bardzo dobre i po czwarte – w składzie Sinmara znajdują się muzycy szanowanych przeze mnie Svartidaudi oraz Almyrkvi. A często jest tak, że im większe oczekiwania, tym większe rozczarowanie. Tak też niestety jest w przypadku „Hvisl Stjarnanna”. Owszem, panowie poruszają się bardzo sprawnie w islandzkich klimatach. W zasadzie od początku wiadomo skąd zespół pochodzi, gdyż typowy chłód dosięga nas praktycznie z każdego z sześciu zawartych na tym wydawnictwie kawałków. Piątka jegomości zdecydowanie stawia na klimat, nie szalejąc instrumentalnie budują sobie płynący, czy czasem wręcz kapiący pomału niczym krople z topiących się sopli, klimat. Pojawia się tu dość sporo klawiszowych ozdobników podkreślających smutny nastrój i wprawiających w lekki stan zadumy. Brzmienie jest bardzo czyste, lecz dostatecznie ciężkie i doprawdy pod tym względem też nie ma się do czego doczepić. Wokalnie żadnych eksperymentów tu nie doświadczymy, wszystko opiera się na typowym black metalowym wrzasku. Co zatem jest nie tak z tą płytą? Chyba po prostu to, że jest ona strasznie nijaka. Mimo iż wszystko jest teoretycznie na miejscu, wielokrotnie złapałem się na tym, że podczas któregoś z kolei odsłuchu zaczynałem najzwyczajniej ziewać i spoglądać na zegarek. A podchodziłem do „Hvisl Stjarnanna” z kilku różnych pozycji – stojącej, leżącej, na trzeźwo, po pijaku… Niestety efekt był zawsze ten sam. Nie wiem, może znajda się tacy, którzy się w tym albumie rozkochają, jednak dla mnie jest to płyta przeciętna, nie budząca specjalnych emocji. Gdyby przeszła obok mnie, to zapewne nawet bym się nie obejrzał. Na koniec nasuwa mi się jeszcze jedno spostrzeżenie. Zdecydowanie lepszą płytę nagrali ci sami muzycy w swoim pobocznym projekcie Almyrkvi. I to do tamtej płyty będę wracał. Sinmara sobie odpuszczam. 
- jesusatan


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.