Suffering
Hour
„Dwell”
Blood
Harvest 2019
Pojawiło się w ostatnich latach kilka młodych kapel,
które przywróciły moją wiarę w muzykę metalową. Zespołów czerpiących dość mocno
ze starego stylu grania, jednak przeplatających owe archaizmy nowymi wynalazkami,
tworzących niebywale bogaty konglomerat dźwięków. Jednym z tych band chuja pana,
tuż obok islandzkiego Zhrine, jest amerykański Suffering Hour, na którego nową
EP-kę, ukazującą się niebawem pod banderą Blood Harvest, czekałem niecierpliwie
niczym typowy polski pacjent w kolejce do okulisty. I oto jest! Trio z Colorado
nagrywając debiut dość mocno zmieniło styl, przekształcając się z Compassion
Dies w Suffering Hour, co niektórym z moich znajomych zaśmierdziało koniunkturą
i nowomodą. Czekam zatem, aby usłyszeli „Dwell” i zamknęli na zawsze swoje
parszywe mordy. Ten jeden, trwający nieco ponad 18 minut kawałek udowadnia
wszystkim, że oto mamy do czynienia z zespołem niebanalnym. Zawarte tu dźwięki
to naturalne rozwinięcie stylu z „In Passing Ascension”. Mimo młodego wieku
chłopaki opanowali warsztat instrumentalny w większym stopniu, niż większość
kapel może sobie jedynie pomarzyć. Riffy atakujące z „Dwell” są tak zajebiście
pokręcone, że nawet kilkugodzinna jazda na karuzeli nie wywoła takich zawrotów
głowy jak prezentowane tu akordy. Przeplatane są one totalnie prostymi
zagrywkami, chwilami kojarzącymi się z mistrzami starej szkoły death czy nawet
thrash metalu. Bardzo częste zmiany tempa sprawiają wrażenie, jakby ów kawałek
opowiadał jakąś swoją historię, legendę czy przypowieść. Płynie niczym strumyk
zmieniający się na zakrętach w gwałtownie
rwący brzegi potok, by potem znów zwolnić i oczarować, omamić i
pochłonąć. Porażającą siłę w muzyce Suffering Hour stanowi klimat i niebanalny nastrój. Nie ma tu ani
odrobiny przypadkowości, całość jest zaplanowana i zaprojektowana z
zegarmistrzowską precyzją. To jest kurwa jakiś kosmos! Chaos miesza się z
totalnym rozsądkiem tworząc mieszankę wybuchową. Głębokie wokale opowiadają
swoją nihilistyczną historię w bardzo chropowaty sposób, aż się chce zajrzeć do
wkładki by zagłębić się w jej sens. Brzmienie na tym nagraniu zostało idealnie
wyważone między starym amerykańskim wzorcem a nowocześniejszą odmianą death/black
metalu, czyli wszystko jest idealnie czytelne z zachowaniem zasad
przyzwoitości. Przyznam, że Amerykanie grają muzykę dość podobną do tego, co
tworzy wspomniany powyżej Zhrine, przede wszystkim przez płynące niczym
wulkaniczne lawa tremola. Te dźwięki idealnie we mnie trafiają. W zasadzie
czuję się opętany od pierwszych chwil spędzonych z „Dwell”. Jeżeli ci gówniarze
będą się rozwijać w takim tempie, to wkrótce mogą stać się jednym z
najważniejszych zespołów na dzisiejszej scenie. Słuchając takich płyt jak tutaj
omawiana, cieszę się, że nadal nie dorosłem i potrafię się bawić muzyką
metalową i mieć wszystko inne w dupie. Dla mnie jest to jedno z najlepszych
muzycznych doświadczeń w tym roku.
-
jesusatan
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.