Mylingar
„Döda Själar”
Amor Fati Productions 2019
Zjawy to stworzenie złośliwe i nieprzyjemne. Zwłaszcza
jeśli ktoś w nie wierzy. Mylingar to szwedzkie określenie na błąkającego się
ducha nieochrzczonego bachora. No i pięknie, bo takie odrzucone dusze zapewne
są najbardziej złośliwe. Aby się o tym przekonać wystarczy włączyć nowy, drugi
już w dyskografii zespołu z północy, krążek „Döda Själar”. Obecność sił
nadprzyrodzonych jest tutaj odczuwalna przez całe czterdzieści minut, gdyż tyle
ten album trwa. To z czym mamy do czynienia bawiąc się „Martwymi Duszami” to
istny huragan, wybuchowa a zarazem nieco odmienna i tajemnicza mieszanka death
i black metalu. Samo brzmienia albumu, utrzymane w podobnym klimacie jak w
przypadku debiutu, odbiega daleko od ogólnie stosowanych standardów. W muzyce
Szwedów panuje duchota, żar i piekący w oczy dym – idealny klimat dla
astmatyków. Nawet jeśli ktoś nie choruje, to przy tych dźwiękach bankowo
zacznie. Zło które wylewa się podczas słuchania tego materiału z głośników jest
tak realne, że niemal można poczuć na skórze jego lodowaty dotyk. Gęste jak
lawa fale wściekłych riffów dosłownie wbijają w fotel, siadają na gardle i
duszą swoim ciężarem. Ni chuja nie ma tu melodyjnych czy chwytliwych zagrań,
jest za to wsysający niczym czarna dziura czar, klimat pochłaniający bez
granic. Jest moc, którą porównać można do siły żywiołów, niszczących wszystko,
co im nieprzychylne. Bezlitosne kanonady, przeplatane nielicznymi zwolnieniami
tworzą obraz porównywalny do sonicznej interpretacji dnia sądu ostatecznego. Osobną
kwestią jest wokal. Takiego rzygu z głębi żołądka już dawno nie słyszałem. I
bynajmniej nie mam na myśli jego tonacji, co zawartych w nim emocji. Wokalista,
gdyby tylko mógł, wywróciłby na lewą stronę całe swoje wnętrze, by tylko
wyrazić się w sposób wystarczająco dosadny. Kim jest ów gość, ciężko
stwierdzić, gdyż zespół raczej nie jest skory do ujawnienia personaliów ludzi
stojących za szyldem Mylingar. Mimo
wielkiej obfitości naprawdę dobrych zespołów, niełatwo jest obecnie wyróżnić
się czymś na scenie. Malingar jest nietypowy, można powiedzieć, iż mimo zauważalnych
inspiracji starą szkołą, na swój sposób oryginalny, co czyni ich muzykę jeszcze
ciekawszą. Gdybym miał doszukiwać się porównań, to przychodzą mi do głowy dwa
zespoły – Pissgrave i norweski Molested. Pierwsi ze względu na bezwzględną
wściekłość wszechobecną na „Döda Själar”, drudzy pod względem brzmienia,
stosowanych efektów i tajemniczego, podziemnego pogłosu. Nie ma się co za
bardzo rozpisywać, album Szwedów ukaże się już niebawem nakładem Amor Fati. Ja
nie mogę się już doczekać, gdyż jest to kawał zajebistej, śmiercionośnej muzy.
-
jesusatan
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.