niedziela, 1 września 2019

Recenzja TOTAL HATE „Throne Behind a Black Veil”


TOTAL HATE
„Throne Behind a Black Veil”
Eisenwald 2019

Mam ogromny szacunek dla niemieckiego Total Hate. Nie są jakoś specjalnie rozpoznawalni, nawet jak na warunki undergroundowe, ich albumy nie biją rekordów sprzedaży, tworzą raczej dla wąskiego grona najbardziej oddanych maniaków czerni, ale mimo to, a może właśnie dlatego są wierni sobie, nie zbaczają z dawno temu obranej drogi i z pasją tworzą kolejne Black Metalowe, piekielne wyziewy, które nawet na milimetr nie odbiegają od gatunkowych kanonów. Nie inaczej jest na czwartym albumie długogrającym tej hordy. „Throne…” to prawie 43 minuty jadowitego, klasycznego w swej formie, Satanicznego, Czarnego Metalu opartego na srogo napierdalającej, wgniatającej w glebę (zwłaszcza w równych, marszowych tempach) sekcji, zimnych, nieco majestatycznych w przypadku tej płyty, surowych riffach i opętanych, nienawistnych, złowrogich wokalach. Brzmienie tego materiału także nie odbiega od standardów gatunku. Jest chłód, mrok i bluźnierstwo, ale jest też niezbędna przestrzeń i selektywność. Słychać tu sporo czarnej szwedzizny z wczesnymi dokonaniami Marduk, czy Setherial na czele, można tu jednak także usłyszeć patenty, które znamy z twórczości Craft, Enthroned, Taake, Dodheimsgard, Tsjuder, Thunderbolt, choć zapewne do tej listy można by dodać spokojnie jeszcze kilkanaście nazw.Dźwięki generowane przez Total Hate są do bólu szczere, nie wyczujecie tu żadnego fałszu, pozy, czy chęci przypodobania się komukolwiek. Tę produkcję rzeczywiście przepełnia nienawiść, mizantropia, ciemność i barbarzyńska, nieskażona niczym, Black Metalowa furia, mimo że nie uświadczycie tu muzyki odgrywanej z prędkością światła. „Tron za Czarną Zasłoną” to doprawdy  bardzo dobry album, który podsyca wciąż palący się jeszcze płomień dawnych dni.

Hatzamoth

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.