wtorek, 2 lipca 2019

Recenzja Concrete Winds - Primitive Force


Concrete Winds

„Primitive Force”

Sepulchral Voice Records 2019

Przyznam, że było mi tak po Lucku szkoda, gdy Vorum, zajebisty przecież band, poszedł do piachu. Jedyne co mnie wówczas pocieszało, to fakt, że zdążyłem ich zobaczyć na żywo. Zresztą niemal ogłuchłem na tamtej imprezie, ale to temat na zupełnie inną bajkę. Tym bardziej, że właśnie nadeszło pocieszenie dla wszystkich, którzy mieli podobne do moich uczucia po rozpadzie twórców „Poisoned Void”. Otóż chłopaki nadal żyją i mają się dobrze. To mały chuj! Wracają, choć w nieco okrojonym składzie, z albumem, który prezentuje ich muzyczne wizje w jeszcze bardziej agresywnej formie. Concrete Winds to w prostej linii kontynuacja tego, co Finowie zdążyli wyhodować w swojej zagrodzie kilka lat wstecz. Rzecz w tym, że obecnie nowy zwierz jest jeszcze bardziej wściekły i ma zdecydowanie większą ochotę rozerwać wszystko co stoi mu na drodze. Od pierwszych sekund „Primitive Force” doświadczamy wspomnianej w tytule rozrywającej trzewia siły. Bez zbytniego pierdolenia Finowie ranią nasze uszy podkręconym niemal do granic możliwości death metalem. Gitary wycinają surowe, barbarzyńskie melodie a świdrujące w tle kaskaderskie solówki potrafią doprowadzić do obłędu. Już po pierwszych numerach można złapać się za głowę, gdyż intensywność  tej muzy jest iście niesamowita. Agresją kipiącą z „Primitive Force” można by obdzielić przynajmniej kilka albumów i nadal uznawać je za wyjątkowo brutalne. Całość potęguje wściekły wokal, tak intensywny, że nie sposób się odruchowo nie złapać za gardło. Nad całością unosi się wszechmocny duch starego Morbid Angel, lecz nie są to dosłowne cytaty. Coś bardziej na zasadzie interpretacji własnej, podobnej do tej, którą poczynił na debiucie Degial. Wylewającą się z albumu wściekłość można z kolei bez zbytniego naginania porównać do AngelCorpse – wojna, zniszczenie, zero litości. Małym skokiem w bok jest piąty na płycie „Tyrant Pulse”, utwór wyróżniający się zdecydowanie melodyjnością dzięki przewodzącemu, niemal thrashowemu riffowi. Jednak nawet w tej bardziej tanecznej wersji zespół prezentuje wyjątkowo brutalne oblicze. Niestety, ten materiał posiada jeden, zdecydowany minus. Jest zdecydowanie za-kurwa-krótki! 25 minut debiutu Concrete Winds przelatuje jak z napleta strzelił i aż się prosi, by ten matex włączyć raz jeszcze, i jeszcze. Nie mogę się już doczekać chwili, w której będę mógł dorwać fizyczne wydanie tego płytąga. Powącham wkładkę, poczytam teksty i będę się katował bez końca. Jest to bowiem wpierdol na maxa.

- jesusatan
https://concretewinds.bandcamp.com/album/primitive-force

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.