Morbid Winds
“The Endless Ritual of the
Night”
Worship Tapes 2019
Podziwiałem kiedyś Dana Swano. Za ilość zespołów w
których koleś grał. Na tamten czas to było coś. Później oczywiście pojawił się
Rogga Johansson i jemu podobni i zakasowali index, ale cóż, takie nastały
czasy. Dlaczego o tym wspominam? Bo przez ostatnie kilka lat mam wrażenie, że
takim w dupę jebanym cyborgiem jest Diabolizer. Koleś jest pierdolnięty. Nie
nadążam za nim. Zanim wchłonę kolejną płytę Throneum, Goathrone czy
Deathvasstator, to on mi podsyła następne nagrania do odsłuchu. Chciałbym
mu czasem, tak zwyczajnie po koleżeńsku, dopierdolić, że tym razem nagrali
gówno i doradzić odpoczynek. Takim pretekstem jawił mi się materiał Morbid
Winds. Bo zespół ten pojawił się ni stąd ni z owąd, nie znam, nie słuchałem,
dam 2/10. No, fajnie by było, ale się nie da. Wespół z chłopakami z Mordhell i
Moloch Letalis ten chuj znów nagrał matex, który po prostu do mnie trafia. „The Endless Ritual of the Night” to demo, trwające
nieco ponad 13 minut. Surowy black metal, cztery numery plus
intro i outro. Nic kurwa nadzwyczajnego, ot, prymitywne łupańsko. Kiedyś
przegrywało się kasety na jamniku. Jak ktoś miał dziesiątą kopię jakiegoś demo
to i tak był miszcz, bo coś było słychać. Tak samo jest z Morbid Winds. Jest to
może i dziesiąta woda po kisielu, a konkretnie po „Transylvanian Hunger” czy
też ogólnie wczesnym Darkthrone albo bezpośrednio Hellhammer, lecz co z tego,
skoro słucha mi się tego tak samo zajebiście jak starej stilonki z dwunastą przegrywką
demówki „Cromlech”. Chłopaki łupią totalnie prosty black metal, nagrali to
gówno pewnie w tym samym miejscu gdzie debiut Goathrone, bo to słuchać, nie
bawią się w innowacje… Total worship dla starej szkoły, bez nadziei na
zaproszenia na Eurowizję czy też nagrodę roku za najlepsze debiutanckie demo z
polski w Metal Hammerze. Takie umpa-umpa albo się kocha albo nienawidzi. Jest
surowizna na maxa, są czasami pojawiające się w tle deklamacje, jak choćby w
„The Symbol of Disgrace”. Jest po prostu black metal jak za dawnych lat. I nic
mi więcej do szczęścia nie potrzeba. Ja takie rzeczy łykam bez popijania.
Proponuję zatem zrobić ściepę narodową, by Diabolizer nie musiał chodzić do
tyry, tylko niech się zaszyje w tej swojej norze i nagrywa 24/7. Ja jestem za.
-
jesusatan
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.