wtorek, 2 lipca 2019

Recenzja demo Morbid Winds


Morbid Winds

“The Endless Ritual of the Night”

Worship Tapes 2019

Podziwiałem kiedyś Dana Swano. Za ilość zespołów w których koleś grał. Na tamten czas to było coś. Później oczywiście pojawił się Rogga Johansson i jemu podobni i zakasowali index, ale cóż, takie nastały czasy. Dlaczego o tym wspominam? Bo przez ostatnie kilka lat mam wrażenie, że takim w dupę jebanym cyborgiem jest Diabolizer. Koleś jest pierdolnięty. Nie nadążam za nim. Zanim wchłonę kolejną płytę Throneum, Goathrone czy Deathvasstator, to on mi podsyła następne nagrania do odsłuchu. Chciałbym mu czasem, tak zwyczajnie po koleżeńsku, dopierdolić, że tym razem nagrali gówno i doradzić odpoczynek. Takim pretekstem jawił mi się materiał Morbid Winds. Bo zespół ten pojawił się ni stąd ni z owąd, nie znam, nie słuchałem, dam 2/10. No, fajnie by było, ale się nie da. Wespół z chłopakami z Mordhell i Moloch Letalis ten chuj znów nagrał matex, który po prostu do mnie trafia. „The Endless Ritual of the Night” to demo, trwające nieco ponad 13 minut. Surowy black metal, cztery numery plus intro i outro. Nic kurwa nadzwyczajnego, ot, prymitywne łupańsko. Kiedyś przegrywało się kasety na jamniku. Jak ktoś miał dziesiątą kopię jakiegoś demo to i tak był miszcz, bo coś było słychać. Tak samo jest z Morbid Winds. Jest to może i dziesiąta woda po kisielu, a konkretnie po „Transylvanian Hunger” czy też ogólnie wczesnym Darkthrone albo bezpośrednio Hellhammer, lecz co z tego, skoro słucha mi się tego tak samo zajebiście jak starej stilonki z dwunastą przegrywką demówki „Cromlech”. Chłopaki łupią totalnie prosty black metal, nagrali to gówno pewnie w tym samym miejscu gdzie debiut Goathrone, bo to słuchać, nie bawią się w innowacje… Total worship dla starej szkoły, bez nadziei na zaproszenia na Eurowizję czy też nagrodę roku za najlepsze debiutanckie demo z polski w Metal Hammerze. Takie umpa-umpa albo się kocha albo nienawidzi. Jest surowizna na maxa, są czasami pojawiające się w tle deklamacje, jak choćby w „The Symbol of Disgrace”. Jest po prostu black metal jak za dawnych lat. I nic mi więcej do szczęścia nie potrzeba. Ja takie rzeczy łykam bez popijania. Proponuję zatem zrobić ściepę narodową, by Diabolizer nie musiał chodzić do tyry, tylko niech się zaszyje w tej swojej norze i nagrywa 24/7. Ja jestem za.

- jesusatan

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.