niedziela, 8 września 2019

Recenzja KAVARA „Weathered& Lost”


KAVARA
„Weathered& Lost”
Independent 2019

W gatunku, jaki wybrała sobie Kanadyjska formacja Kavara, a mianowicie w melodyjnym Death Metalu można dziś znaleźć wiele smętów, lukrowanych do granic możliwości produkcji, jak i dupnych hybryd, w których to Melo-Śmierć Metal łączy się z siłowym Metalcore’em. Na całe szczęście debiutancka płyta kwintetu z kraju klonowego liścia to rasowe, energetyczne i jadowite granie. Beczki solidnie dokładają do pieca, ładnie rzeźbi wtórujący im bas, kąśliwe, zadziorne riffy uzupełniane dopracowanymi solówkami tną bezkompromisowo, a ostry, cierpki wokal, który wydaje z siebie słusznej postury niewiasta,  ryje zwoje mózgowe aż miło. „Waethered…” jest płytą złożoną z bardzo dobrze już znanych i wielokrotnie stosowanych klocków, jednak bardzo dobrze się jej słucha i ani się człowiek nie obejrzy, a już nuci niektóre z tych wałków przy goleniu. Słychać inspiracje starym In Flames i  pierwszymi produkcjami Children of Bodom. Przewijają się także akcenty znane z twórczości Dark Tranquillity, Ablaze My Sorrow, Eucharist, czy wczesnego Shadows Fall. Dobre, soczyste, selektywne brzmienie sprawia, że wałki te solidnie kopią po żebrach, ale jakiś wielkich ran nie pozostawiają. Sound jest solidny i zwarty, ale przydałoby się więcej ciężaru na garach i nieco większy groove, co dodałoby dodatkowej mocy i siły rażenia temu materiałowi.Wszyscy, którzy lubią melodyjne granie z jajem i pazurem powinni zainteresować się debiutem Kavara, gdyż w swojej klasie jest to album, który potrafi sprawić słuchaczowi sporo zadowolenia.

Hatzamoth

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.