Ripper
"Sensory Stagnation"
Unspeakable Axe Records 2019
Po
trzech latach milczenia, chilijski oprawca powraca z nowym, jakże niecierpliwie
wyczekiwanym przeze mnie materiałem. Nie będę bowiem ukrywał, iż Ripper skosił
mnie równo z glebą w momencie kiedy to przypadkowo zetknąłem się z ich
twórczością kilka lat temu. Od tamtej chwili działają na mnie jak zapach szynki
na Reksia. Pierwsze uczucie którego dostarczył mi "Sensory
Stagnation" to rozczarowanie. Nie jakieś przeogromne, takie tycie. Powód
banalny – okazało się, iż jest to niestety jedynie mini a nie pełna płyta. No
cóż, może to faktycznie tylko
dwadzieścia minut, jednak w tym przypadku ilość jest z powodzeniem
rekompensowana przez jakość. Po krótkim, instrumentalnym wprowadzaczu, w którym
już miód leje się na uszy na dźwięk pięknie plumkającego basu, atakują nas
cztery konkretne, szybkie thrash-deathowe numery i robią to z wściekłością
pijanych szerszeni. Mamy tutaj cały wachlarz ostrych jak brzytwa riffów,
zmieniających się z szybkością kolejki w wesołym miasteczku. Gitarowe dialogi,
okraszone wyjebistymi solówkami, to zdecydowanie najwyższa półka technicznego
grzania. Skojarzenia z Atheist są tutaj jak najbardziej na miejscu, choć
chłopaki nie zapominają także o starych mistrzach. W brutalniejszych partiach
doszukać się można agresji znanej ze starego Kreator, Sodom czy Sepultura. Z
kolei wspomniany wcześniej bas wygrywa takie zawijańce, że Steve DiGiorgio może
z dumą spoglądać na swojego wybitnie uzdolnionego ucznia. Jeśli dorzucimy do
tego fakt, iż wszystko zostało zarejestrowane z niezwykła dbałością o
słyszalność detali, jednak nie przesadnie wyczyszczone i pozbawione ducha, to w
zasadzie mamy album z gatunku perfekcyjnych. Muzyka zawarta na "Sensory
Stagnation" wgryza się w zwoje mózgowe niczym kleszcz pod pachą a
następnie tarmosi, rozrywa, poniewiera... Bez różnicy czy chłopaki grają
wolniejszy, bardziej klimatyczny fragment, czy (co zdecydowanie częściej)
grzeją do przodu jak Pendolino, nie potrafię na tym mini znaleźć ani jednego
fragmentu nie spełniającego moich wysokich oczekiwań. Jak ktoś chce, niech się
doszukuje, lata mi to kalafiorem. Łykam ten matex jak pelikan kaczkę i
niecierpliwie czekam na następny, mam nadzieję iż tym razem już duży, album od
Chilijczyków. Ripper po raz kolejny udowadniają, iż ich wydawnictwa można
zamawiać w ciemno i to z zamkniętymi oczami.
-
jesusatan
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.