The Kryptik
“When the Shadows Rise”
Purity
Through Fire 2019
Oto co się kurwa
dzieje, gdy w słonecznej Brazylii nasłuchają się za dużo skandynawskiego black
metalu. Dwóch gości z Rio naoglądało się śniegu i fiordów we wkładkach i pod
wpływem nakurwiającego z nieba słońca uwierzyli, że Bergen to wioska zaledwie
dwie godziny Amazonką na północ. Zwodowali zatem swój lodowy drakkar i
wyruszyli w podróż ku chwale i zwycięstwu. Aby sobie międzyczas umilić, jęli
tworzyć wiekopomne dzieło o cieniach, które powstają (mhmm, ta masz, zwłaszcza
bezpośrednio pod równikiem, latem w samo południe) i prowadzą ich ku wiecznej chwale. „When the
Shadows Rise” to prawie czterdzieści minut norweskiego, oczywiście tylko z
nazwy, atmosferycznego black metalu. Tylko żeby kogokolwiek w obecnych czasach
tego typu graniem zainteresować nie wystarczy nauczyć się grać kilku chwytów na
krzyż, pomalować mordę pastą do butów i stroić głupie miny. A Brazylijczycy
poszli ewidentnie na łatwiznę. Albo po prostu nie mają talentu. Ich muzyka
oparta jest na banalnych, płynących patentach dłużących się niczym podróż
kajakiem przez Atlantyk. Mimo iż duet stara się urozmaicać swoje piosenki
akustycznymi wstawkami, nic konkretnego z tego nie wynika. Wokalista drze pizdę
w takiej samej, jednolitej tonacji, co już po dwóch numerach staje się
kompletnie męczące. A i tak nie jest to najgorszy element tego albumu. Są nim
bowiem nachalne klawiszowe tła, tak jednostajne i natrętne, że nie sposób się
przy nich nie zrzygać. Ciężko w trakcie tych siedmiu numerów znaleźć
kilkusekundowy fragment, gdzie w tle nie napierdalałyby te klawiszowe męki.
Zgaduję, że The Kryptik dość silnie zainspirowali się jedynką Emperor albo
jakimś Limbonic Art czy cuś. Tyle iż
jest to naśladownictwo kompletnie nieudane. No, w przypadku drugiego z
wymienionych zespołów nawet gdyby było udane, to to i tak by była kupa, ale nie
o tym miałem… Nie da się tego słuchać z uśmiechem na ustach. Z grymasem leśnego
woja też nie, bo jeśli mamy większe poczucie humoru, to można ze śmiechu penc a
wtedy cały złowrogi image chuj strzeli.
Ta płyta jest tak nudna jak kabaret Pietrzaka i nie ratuje jej
absolutnie nic. Jak zobaczycie gdzieś przypadkiem nazwę The Kryptik, to
uciekajcie w góry!
- jesusatan
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.