wtorek, 1 października 2019

Recenzja RITUAL LACERATION „I”


RITUAL LACERATION

„I” (Demo)

Caligari Records 2019


Pierwszy, wydany przez CaligariRecords materiał tej barbarzyńskiej hordy ze Stanów to bezlitosny, brutalny wpierdol, po którym nie ma co zbierać. To prawdziwa, okrutna, soniczna masakra odegrana na pełnej piździe. Nikt tu nie bawi się w dopieszczanie poszczególnych elementów, czy układanie zawiłych riffów. „I” to bezkompromisowy, obskurny Black/Death Metal oparty na gęstej, smolistej ścianie dźwięku stworzonej z wgniatających w glebę beczek, okrutnie patroszących, rozrywających wnętrzności dwóch gitar basowych i wokalu, w którym stężenie żrącego jadu jest tak wysokie, że pod kopułą prostują się zwoje mózgowe. W tym prawie 12-minutowym rozpierdolu znajdujemy też pewne struktury i elementy ohydnego Grind’u oraz chore patenty rodem z Noise’owych produkcji, co dodaje tym wałkom prymitywizmu (w pozytywnym znaczeniu tego słowa oczywiście) i chamstwa, co jeszcze bardziej podkręca niszczącą siłę tej produkcji. No, trup ściele się tu gęsto, posoka leje się nieustannie, a flaki latają na wysokości lamperii. To nie muza dla grzecznych, ładnie uczesanych pizdeczek, to twórczość dla wąskiego, elitarnego grona najbardziej zboczonych, wynaturzonych i chorych ekstremistów, którzy z ekstatyczną przyjemnością będą pławić się w tych bestialskich dźwiękach. Zajebisty materiał, aż boję się pomyśleć, jak może poniewierać ich następna, mam nadzieję, że zdecydowanie dłuższa produkcja, na którą już teraz czekam z niecierpliwością.



Hatzamoth

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.