Morbid Stench
„Doom &
Putrefaction”
Putrid Cult 2019
Z tego co mi
wiadomo, najwięcej diamentów wydobywa się w Afryce (Konga, nie-Konga, te
sprawy). Czasem jednak tak się zdarza, że niezły taki kamyczek w stanie surowym
można także wykopać w innych rejonach świata. Wujkowi Morgulowi udało się to w
Ameryce Środkowej, konkretnie w Salwadorze. Morbid Stench, bo o nich tutaj
mowa, to zespół który odkurza nieco już zapomnianą przeze mnie stylistykę. Ale
za to z jakim skutkiem! Jeśli ktoś z was tęskni za latami świetności doom/death
(tak, dokładnie w tej kolejności) metalu, to powinien natychmiast porzucić
wszelkie doczesne zajęcia i zapoznać się z „Doom & Putrefaction”. Mówiąc
szczerze, ja jakoś nie tęskniłem, ale chyba wyłącznie dlatego, iż na tym
poletku od lat ciężko o jakąś powalającą pozycję. Wszystko zmieniło się w
momencie gdy trzy miesiące temu po raz pierwszy włączyłem omawiany album. Kochacie
wczesne Paradise Lost, My Dying Bride czy Anathema? To wyobraźcie sobie te trzy
zespoły jako szklane wazony, każdy w innym kolorze. Morbid Stench tłucze owe
naczynia na malutkie kawałeczki a następnie układa z nich przepiękną mozaikę,
dorzucając dla ozdoby kilka dodatkowych barw. Salwadorczycy nagrali album,
który brzmi potężnie, majestatycznie i choć nie do końca oryginalnie, to działa
hipnotyzująco niczym oczy kobry. Poszczególnie utwory utrzymane są przeważnie w
wolnym tempie, pozwalającym na to, byśmy odczuli na własnej skórze każdy z
mnóstwa zawartych tu pomysłów. Poza ciężkimi, dołującymi riffami, pojawiają się
tutaj hipnotyzujące Mackintosh’owe patenty, jak choćby w „El Despojo de un
Redentor”. Wokalnie nie doświadczamy, na szczęście, żadnych eksperymentów z
czystym śpiewaniem. Całość oparta jest o głęboki, ponury growl i oby zespołowi
nie przyszło czasem do głowy, by ten fakt w przyszłości zmieniać, gdyż barwa
The Master Butcher’a idealnie wkomponowuje się w prezentowaną przez zespół
stylistykę. Największym chyba atutem tych nagrań jest fakt, iż nie użyto w nich
nawet odrobiny klawisza. Cały niesamowity klimat został po staroszkolnemu
stworzony za pomocą podstawowych instrumentów. Wieńczący płytę „Morbid Stench”
to zdecydowanie najszybszy spośród sześciu tworzących „Doom & Putrefaction”
utworów i zdecydowanie mój faworyt. Zgaduję, iż celowo został umieszczony na
końcu, by nie pozostawić słuchaczowi innej opcji, jak tylko zaraz włączyć krążek od
początku. Szlifuję ten diament od dłuższego czasu, lśni coraz piękniej a ja nie
mogę przestać. Przy całej, niezwykle silnej, konkurencji debiut Morbid Stench
to zdecydowanie jedna z najsilniejszych pozycji w katalogu Putrid Cult. Nie
tylko tegorocznym, w ogóle. Wypatrujcie tej płyty, gdyż premiera już lada
dzień.
- jesusatan
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.